Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/185

Ta strona została skorygowana.

— Wspaniały zachód — odezwała się Sara cicho do siebie. — Jego widok przejmuje mnie niemal lękiem... jakiemś przeczuciem bojaźliwem, jakoby teraz miało dokonać się coś dziwnego. Zawsze w takiej chwili miewam podobne uczucie.
Nagle odwróciła głowę, posłyszawszy jakiś głos w pobliżu. Był to głos dziwny, podobny do rozmowy, prowadzonej piskliwie w nieznanym języku. Dochodził z okna na sąsiedniem poddaszu! Widocznie kogoś skusiło, jak i ją, by wyjrzeć tędy na świat i przypatrzeć się zachodowi słońca.
Z okna istotnie wychylała się czyjaś głowa i ramiona; nie była to jednak głowa małej dziewczynki, ani służącej.
— Laskar! — wyrwało się z ust Sary.
W rzeczy samej był to Laskar — krajowiec indyjski — o ciemnej twarzy i błyszczących oczach, w malowniczym białym zawoju na głowie; dźwięk zaś, który Sara posłyszała, był głosem małpki, która siedziała na rękach Indusa i odwzajemniając się za pieszczoty, gwarzyła z nim pociesznie.
Pociągnięty spojrzeniem Sary, Laskar zwrócił oczy w jej stronę. Na ciemnej jego twarzy dostrzegła wyraźny smutek i tęsknotę. Sara odgadła, co go tu sprowadziło na górę: oto chciał popatrzeć na słońce, które w Anglji widywał tak rzadko, że stęsknił się za jego