nujący i wspaniały, że potraciliśmy głowy i nie mówiliśmy z sobą o niczem innem, jak tylko o tych kopalniach. O córce Ralfa wiedziałem tylko, że oddana była gdzieś do jakiejś szkoły. Nawet przypomnieć sobie nie mogę, skąd o tem się dowiedziałem.
Pan Carmichael przyglądał mu się z niepokojem. Wprawdzie miał jeszcze na języku kilka pytań, ale bał się je zadawać, widząc rozdrażnienie przyjaciela. W końcu jednak spytał:
— A czy masz jaką podstawę do przypuszczeń, że ta szkoła znajdowała się w Paryżu?
— Tak jest, — brzmiała odpowiedź. — Jej matka była Francuzką, a słyszałem, że Ralf pragnął, by córka kształciła się w Paryżu. Jest więc rzeczą wielce prawdopodobną, że ona tam przebywała.
— Tak, tak — potwierdził Carmichael, — wydaje się to aż nadto prawdopodobne.
Pan Carrisford pochylił się i zaczął stukać w stół długą, wychudłą ręką.
— Wiesz, Carmichael — odezwał się. — Ja muszę ją znaleźć! Jeżeli ona została bez grosza i bez opieki, to ja ponoszę za to winę! Jak można żyć spokojnie, jeżeli kogoś dręczy myśl taka? Nagła zmiana losu przyniosła nam możliwość ziszczenia się najbardziej nieprawdopodobnych marzeń... a córka biednego Ralfa może gdzieś żebrze na ulicy!
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/205
Ta strona została skorygowana.