Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/206

Ta strona została skorygowana.

— Nie, nie! — pocieszał go Carmichael. — Staraj się odzyskać spokój... i pociesz się tem, że gdy odnajdziesz tę dziewczynkę, będziesz mógł jej przekazać cały majątek!
— I czemuż to zbrakło mi sił wtedy, gdy sprawy przedstawiały się tak czarno? — jęczał Carrisford. — Możebym okazał większą siłę ducha, gdybym nie był odpowiedzialny za cudze pieniądze w równej mierze jak za swoje własne. Biedny Crewe wpakował w ów projekt wszystkie pieniądze, jakie tylko posiadał. Zawierzył mi... bo był mi przyjacielem... A umarł, sądząc, że go zrujnowałem... Za jakiego łotra musiał mnie poczytywać!...
Poczciwy ojciec Dużej Rodziny złożył mu rękę na ramieniu i rzekł tonem pocieszenia:
— Nie czyń sobie tak gorzkich wyrzutów. Twoja ucieczka spowodowana została zapaleniem mózgu, wynikłem z duchowego naprężenia i udręki. Byłeś w gorączce, zgoła nieprzytomny. Gdyby nie to, napewnobyś pozostał i zwalczył wszystkie przeciwności. Pamiętaj, że w dwa dni po wyjeździe znalazłeś się w szpitalu, gdzie majaczyłeś w chorobie...
Carrisford podparł głowę rękoma.
— Mocny Boże! Ach, tak... O mało nie zwarjowałem ze strachu i zgrozy. Całemi tygodniami nie spałem. Goniły mnie jakieś widziadła. W ową noc, gdy