wywlokłem się, jak pijany, z mego domu, wydawało mi się, że powietrze roi się od jakichś potworów, szydzących ze mnie w żywe oczy.
— To właśnie cię tłumaczy, — odpowiedział p. Carmichael. — Jakże człowiek, znajdujący się w najwyższem stadjum gorączki, mógł zdrowo sądzić o wszystkiem?
Carrisford potrząsnął głową.
— Gdy odzyskałem przytomność, biedny Crewe już nie żył. Już było po jego pogrzebie. A ja wtedy jakbym pamięć utracił... Przez wiele miesięcy nie pamiętałem nawet, że on pozostawił córkę... A nawet, gdy zacząłem sobie przypominać o jej istnieniu, jeszcze jakaś mgła przesłaniała mój umysł...
Umilkł na chwilę, przecierając czoło.
— Czasem, gdy staram się sobie przypomnieć... to mi się zdaje... że on chyba wspominał o szkole, do której ją posłano. Co sądzisz o tem?
— Zapewne nigdy nie mówił o tem wyraźnie. Zdaje mi się, że nie słyszałeś nigdy nawet jej imienia.
— Owszem... pamiętam, że dawał jej dziwne, przez siebie wymyślone przezwisko; nazywał ją „swoją małą jejmością“. Ale te nieszczęsne kopalnie wygnały nam z głowy inne sprawy. O niczem innem nie mówiliśmy. Czy o tej szkole on kiedy mówił, nie pamiętam... i nigdy już pewno sobie nie przypomnę.
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/207
Ta strona została skorygowana.