— No, no, znajdziesz ją jeszcze, — pocieszał go Carmichael. — Trzeba poszukać tych poczciwych Rosjan; pani Pascal miała wrażenie, że oni byli rodem z Moskwy. Niema co! Pojadę do Moskwy!
— Gdybym czuł się na siłach, pojechałbym z tobą — rzekł p. Carrisford. — Niestety mogę jedynie siedzieć tu, zakutany w futra, i wpatrywać się w ogień na kominku. A nieraz, gdy się tak zapatrzę, wydaje mi się, że z płomyków spoglądała ku mnie twarz Ralfa... jakby pytając mnie o coś. Czasem pojawia mi się on we śnie... i pyta mnie, już wyraźnie, zawsze o to samo... A czy wiesz, o co mnie pyta?
— Niebardzo — odpowiedział p. Carmichael głosem cichym i jakby niechętnym.
— Pyta mnie zawsze: „Tomaszu... Tomaszu, gdzie jest mała jejmość?“.
Chwycił rękę Carmichaela i ścisnął ją mocno:
— Muszę... muszę ją znaleźć! — powtarzał. — Muszę mu odpowiedzieć na to pytanie. Pomóż... pomóż mi ją znaleźć!...
∗ ∗
∗ |
Po drugiej stronie muru siedziała na poddaszu Sara, rozmawiając z Melchizedechem, który właśnie przybył na kolację.