— Ciężką dla mnie dziś była rola księżniczki — mówiła. — Cięższą niż kiedykolwiek. Coraz to bywa ciężej, gdy robi się zimniej na dworze, a na ulicach przybywa błota i wilgoci. Dziś Lawinja śmiała się z mej zabłoconej spódniczki; chciałam powiedzieć jej parę słów przykrych... ale w porę zdołałam się powstrzymać. Gdy się jest księżniczką, nie wolno odpowiadać drwinami na drwiny; trzeba ugryźć się w język i pohamować się w gniewie. No, i ugryzłam się w język. Dziś popołudniu tak było chłodno, Melchizedechu. A teraz noc taka chłodna!...
Nagle zasłoniła rękami czarną główkę, co nieraz czyniła, gdy była sama w pokoju.
— Ach, tatusiu, — szepnęła, — jakże dawnemi wydają mi się te czasy, gdy nazywałeś mnie swą „małą jejmością“.
Takie to rzeczy działy się w ową noc po obu stronach tej samej ściany.
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/209
Ta strona została skorygowana.