Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/211

Ta strona została skorygowana.

mgły nie było, ściemniało się zupełnie, to też Sara musiała zapalać świecę, ilekroć udawała się na poddasze. Służące w kuchni pomarkotniały i stały się jeszcze bardziej złośliwe. Biedną Becky pędzono wciąż to tu, to tam, jak niewolnicę.
— Kiejby nie panienka, nie ta Bastylijo i nie to, ze jezdem niby ten więzień w drugiej celi, tobym już dawno pomarła, — zwierzała się Sarze głosem zachrypłym, wślizgnąwszy się w jeden wieczór do jej pokoju. — Bo może to wsyćko nie wygląda, jak prowdziwe? Naso pani to z kozdym dniem staje sie podobniejso do dozorcego więzienia... nawet mo takie kluce, o jakich panienka opowiadała. Kucharka to tyz wygląda, kiejby taki klucnik... ale mniejsy, co to słucho rozkazów. A niechże mi tez panienka z łaski swej opowie jesce cejnieco o tym podziemnym lochu, cośmy se go wykopały pod ścianą.
— Opowiem ci o czemś cieplejszem — odpowiedziała Sara, trzęsąc się z zimna. — Przynieś tu swój koc i owiń się nim porządnie; ja się owinę swoim i przytulimy się mocno do siebie na łóżku, a ja ci opowiem o lesie podzwrotnikowym, gdzie przebywała niegdyś małpka naszego sąsiada. Ilekroć ją widzę, jak siedzi na stole pod oknem i spogląda tak smutno na ulicę, zawsze jestem przekonana, że ona rozmyśla o swych lasach podzwrotnikowych, gdzie zawieszała się ogonkiem na