I bardzo być może, że Emilka ją poznała; w każdym razie miała w oczkach wyraz bardzo mądry, gdy Sara wzięła ją na ręce. Była to lalka dużych rozmiarów, lecz nie tak duża, by nie można jej było nosić na rękach; miała prawdziwe włoski, spływające dokoła niej falą złocisto-kasztanowych kędziorków, a nad jasnemi, siwemi oczkami kreśliły się dwa łuki gęstych rzęs, nie malowanych farbą, lecz prawdziwych.
— Tak jest — mówiła Sara, trzymając ją na kolanach i przyglądając się jej twarzy, — tak jest, to Emilka!
Kupili więc Emilkę i natychmiast udali się z nią do sklepu z konfekcją dziecięcą, gdzie przymierzono dla niej ubranka tak wspaniałe, jakie miała Sara. Dostała więc sukienki koronkowe, aksamitne i muślinowe, chusteczki do nosa, futerka.
— Jej będzie u mnie tak dobrze, jak dziecku u kochającej mamusi — mówiła Sara. — Ja jestem jej mamusią, ale pozatem będę ją uważała i za przyjaciółkę.
Kapitan Crewe byłby się czuł również uradowany temi sprawunkami, gdyby nie dręczyła go smutna myśl, że wkrótce rozłączy się ze swą najukochańszą, a tak w usposobieniu niezwykłą, małą towarzyszką.
W ową noc wstał z łóżka i podszedłszy do córki, śpiącej z Emilką w objęciach, długo się jej przyglądał. Czarne jej włosiaki rozsypały się po poduszce, miesza-
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/23
Ta strona została skorygowana.