Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/236

Ta strona została skorygowana.

— Jest tam trochę chleba na kredensie — burknęła kucharka. — O tej porze nic innego już nie dostaniesz.
Sara poszła do kredensu. Znalazła tam parę kawałków zeschniętego i twardego chleba. Kucharka w nazbyt złym była humorze, by dała jej choć odrobinę masła lub powideł; owszem miło jej było, że może na Sarze wywrzeć swój gniew, zostawiając ją o suchym chlebie.
Przebycie trzech długich przęseł schodów, wiodących na poddasze, trudną było rzeczą dla dziecka. Schody te nieraz Sarze wydawały się długie i strome, gdy była zmęczona. Tego wieczora jednak miała wrażenie, że nigdy nie dojdzie do ich końca. Kilka razy musiała się zatrzymać celem wypoczynku. Gdy wreszcie dotarła do najwyższego podestu, ujrzała smugę światła dochodzącą z jej pokoiku. Domyśliła się, że Ermengarda przyszła znów do niej z wizytą. Myśl ta przyniosła Sarze pewną pociechę. Sama obecność nieporadnej i grubej Ermengardy, opatulonej w czerwony szal, zdolna była rozgrzać ją nieco.
Istotnie, otworzywszy drzwi, ujrzała Ermengardę, która siedziała pośrodku łóżka, podwinąwszy nogi pod siebie. Ermengarda nigdy nie spoufaliła się z Melchizedechem i jego rodziną, mimo że czuła dla nich wielką sympatję. Ilekroć znalazła się sama na poddaszu, zawsze wolała siedzieć na łóżku, póki Sara nie nade-