Ermengarda nie wiedziała zgoła o przykrych — czasami wprost nieznośnych — warunkach życia na poddaszu, a nie miała dość żywej wyobraźni, by w myśli je sobie przedstawić. W te rzadkie chwile, gdy udało się jej tu zawitać, widziała to życie tylko ze strony „udawanych“ rzeczy, oraz słyszanych opowiadań. Sara, choć straciła rumieńce i wychudła, była natyle harda, iż nie skarżyła się nigdy na swą dolę. Nigdy nie przyznała się do tego, że czasami — jak właśnie w ów wieczór — dręczył ją głód straszliwy. Rosła prędko, a ciągłe chodzenie i bieganie za sprawunkami mogłoby zaostrzyć jej apetyt nawet wtedy, gdyby otrzymywała jadło obfitsze i pożywniejsze od tych ochłapów, jakie spożywała o najrozmaitszych porach, a zawsze dopiero po zakończeniu swych spraw kuchennych. Zczasem przywykła do skurczu, boleśnie dającego się we znaki żołądkowi.
— Takie uczucia muszą mieć żołnierze, podczas długiego i uciążliwego marszu — powtarzała sobie często, znajdując upodobanie w tem wyrażeniu.
Także i swoją rezydencję na poddaszu pojmowała w sposób szczególny:
— Gdybym mieszkała w zamku, a Emengarda była panią zamku sąsiedniego i przyjechałaby do mnie w odwiedziny z orszakiem rycerzy, lenników, wasali i wśród lasu proporców, wówczas na głos trąb, gra-
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/241
Ta strona została skorygowana.