Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/244

Ta strona została skorygowana.

ale na jednem z dolnych pięter; był to gniewny głos miss Minchin! Sara wyskoczyła z łóżka i zgasiła świecę.
— Ona łaje Becky — szepnęła, stojąc w ciemności. — Biedna Becky aż płacze...
— Czy ona tu przyjdzie? — szepnęła Ermengarda, przejęta śmiertelną trwogą na myśl o spotkaniu z przełożoną.
— Nie. Ona myśli, że już śpię. Nie ruszaj się.
Rzadko się zdarzało, by miss Minchin weszła na ostatni rząd schodów; Sara ledwie sobie przypomniała jeden taki wypadek. Teraz jednak ona zbyt była rozgniewana, by wdzierać się sama na górę, tylko — jak z hałasu wnosić można było — gnała Becky przed sobą.
— Ty bezwstydnico, nieuczciwa dziewczyno! — krzyczała. — Kucharka mi się skarży, że wciąż jej coś ginie!
— To nie ja, prose wielemozny pani — szlochała Becky. — Choć ta i byłam głodno, ale to nie ja zrobiułam... nikiej tego nie zrobiułam!
— Zasługujesz na to, by cię wtrącono do więzienia — słychać znów było głos miss Minchin. — Wciąż coś porywa i kradnie! Połowę pasztetu zjadła!
— To nie ja! — popłakiwała Becky. — Poradzi-