Zakryła twarz obiema rękami i wybuchnęła gwałtownem łkaniem. Ermengarda, słysząc ten płacz, była zdumiona i przerażona. Sara — ta niezwyciężona Sara — płakała! To jakby oznaczało coś nowego — jakieś nowe jej usposobienie, którego dotąd Ermengarda u niej nie spotykała. A gdyby... a gdyby...! Nowa, okropna możliwość zarysowała się nagle w poczciwym, ślamazarnym umyśle Ermengardy. Zeszła z łóżka i poomacku w ciemności doszła do stołu, na którym stała świeca. Potarła zapałkę i zapaliła świecę, poczem pochyliła się naprzód i spojrzała na Sarę oczyma pełnemi lęku, zrodzonego z nowej, nagle rozwiniętej myśli.
— Saro! — zapytała trwożnym głosem, — czy ty... czy ty... Tyś mi nigdy tego nie mówiła... nie chciałabym ci zrobić przykrości, ale... ale... czy ty bywasz głodna?
Pytanie to przełamało znagła zaporę uczucia. Sara odjęła ręce od twarzy.
— Tak! — odpowiedziała niespotykanym u niej tonem rozżalonym i bolesnym. — Tak! Jestem teraz tak głodna, że zjadłabym nawet ciebie. Dlatego tem ciężej jest mi słuchać płaczu biednej Becky. Ona cierpi głód o wiele dotkliwszy.
Ermengarda westchnęła.
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/246
Ta strona została skorygowana.