— Ach! — krzyknęła głosem płaczliwym. — Że ja też tego nie wiedziałam!
— Nie chciałam, żebyś wiedziała — odpowiedziała Sara. — Czułabym się wobec ciebie jak żebraczka... Wiem, że i tak już wyglądam jak żebraczka!
— Nie! mylisz się! — przerwała jej Ermengarda. — Wcale tak nie wyglądasz. Wprawdzie twoje sukienki są kuse i podarte, ale mimo to nie wyglądasz na żebraczkę... nie możesz wyglądać. Twoja twarz nie jest twarzą żebraczki.
— Pewnego razu jeden chłopczyk dał mi sześć pensów jako jałmużnę, — zaśmiała się Sara pomimowoli. — Napewnoby mi ich nie dał, gdybym nie wyglądała na osobę potrzebującą wsparcia. Oto ten pieniążek.
To rzekłszy, wyciągnęła zawieszoną na szyi tasiemeczkę. Widok małego pieniążka nieco je rozweselił i pobudził do lekkiego śmiechu, mimo że miały łzy w oczach.
— Cóż to był za chłopczyk? — zapytała Ermengarda, wpatrując się w pieniądz tak ciekawie, jak gdyby widziała w nim coś więcej nad zwykłą srebrną monetę sześciopensową.
— Był to jeden z Dużej Rodziny, ten malec o tłustych nóżkach, którego ja nazywam Guy Clarence, — odpowiedziała Sara. — Było to podczas świąt Bożego
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/247
Ta strona została skorygowana.