Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/248

Ta strona została skorygowana.

Narodzenia. On pewno miał w swym pokoiku pełno podarków, zabawek i ciastek i widział, że ja tego wszystkiego nie mam... Więc obdarzył mnie otrzymanym na gwiazdkę pieniążkiem.
Ermengarda odskoczyła wtył. Ostatnie zdania przypomniały jej coś, o czem była zapomniała w swym smutku, i natchnęły ją nagłą myślą.
— Ach, Saro! — zawołała. — Jakam ja głupia, żem o tem nie pomyślała!
— O czem?
— Ach, coś wspaniałego! — odpowiedziała Ermengarda z gorączkową skwapliwością. — Dziś popołudniu najdroższa moja ciocia przysłała mi paczkę, pełną dobrych rzeczy. Paczki tej nawet nie tknęłam, bo zjadłam dużo leguminy na obiad i byłam bardzo zmartwiona książkami, które mi tatuś przysłał.
Tu słowa zaczęły się sypać z jej ust, jak gradem:
— Jest tam piernik i małe paszteciki i ciastka z konfiturami, pączki, pomarańcze, winogrona, rodzynki, figi i czekolada. Wymknę się do mojego pokoju i przyniosę to wszystko za chwilę, to będziemy jadły we dwie.
Wzmianka o jedzeniu dziwnie oszołamia człowieka osłabionego głodem. Sara omal zatoczyła się jak pijana.