Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/250

Ta strona została skorygowana.

— Nie krępuj się mną, Becky! — zawołała Ermengarda.
— Panna Ermengarda zaprosiła cię tutaj, bo za chwilę przyniesie nam paczkę pełną dobrych rzeczy, — oznajmiła Sara.
Becky wpadła w takie zdumienie, iż czepek omal zupełnie zleciał jej z głowy.
— Do jedzenia, panienko? — szepnęła. — Dobre rzeczy do jedzenia?
— Tak jest — odpowiedziała Sara — a my zabawimy się w przyjęcie.
— A ja wam przyniosę tyle jedzenia, ile tylko zechcecie — rzekła Ermengarda. — Już idę!
Tak się śpieszyła, że wymykając się z pokoiku nawet nie zauważyła, iż czerwony szal zsunął się jej z ramion i upadł na podłogę. Przez dłuższą chwilę nikt tego nie spostrzegł. Becky była wprost ogłuszona szczęściem, które ją spotkało.
— Ach panienko, panienko! — wzdychała. — Wiem ci ja, ze to panienka prosiła pannę Ermengardę, żeby mi pozwoliła tu przyść... Aze mi się chce płakać, kiej o tem myślę.
Podeszła do Sary i wpatrzyła się w nią z uwielbieniem. A w wymęczonych głodem oczach Sary zaczął się jarzyć blask dawny, nadający światu nową, piękniejszą postać. Tu na tem poddaszu — wobec zimnej,