Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/254

Ta strona została skorygowana.

— Juści, panienko — przytaknęła Becky i poczęła czynić wysiłki, by osiągnąć cel tak upragniony.
Sara tymczasem zajęła się znów kuferkiem. Na samem jego dnie znalazła stary kapelusik letni, opasany wianuszkiem sztucznych kwiatów.
— Oho! mamy kwiaty do uczty! — rzekła patetycznie, zdejmując wianuszek. — Napełnią nam zapachem całe powietrze! Becky! Przynieś mi ten dzbanek, co stoi na umywalni... i mydlniczkę. Postawimy ją na środku stołu.
Becky z czcią wielką podała żądane przedmioty.
— A cemze są tero te wsyćkie rzeczy, prose panienki? — zapytała. — Tak mi się widzi, kiejby były zrobione z gliny... ale wiem, ze są z cegosik innego.
— Oto jest rzeźbiona waza — odpowiedziała Sara, owijając dzbanek łodygami wianuszka. — Ta zaś druga — dodała, schylając się nad mydlniczką i sypiąc w nią kwiatki róży — jest z najczystszego alabastru, wysadzonego drogiemi kamieniami.
— Rety, jakie tez to piekne! — westchnęła Becky.
— Gdybyśmy tylko miały jakie podstawki do cukierków! — mruknęła Sara. — Aha! już mam! Przypominam sobie, że widziałam coś przed chwilą.
Był to wprawdzie tylko kłębek wełny, owinięty w czerwoną i białą bibułkę — jednakże bibułka wkrótce przybrała kształt małych talerzyków, a jej okraw-