— Ależ ty wydajesz tę biesiadę — rzekła Sara, — ty więc będziesz księżniczką, a my damami dworu.
— O nie, ja nie potrafię! — odpowiedziała Ermengarda. — Jestem za gruba i nie wiem, jak się wziąć do tego. Ty bądź księżniczką.
— No, niech tak będzie, skoro taka twoja wola — przystała Sara i naraz, tknięta nową myślą, pobiegła w stronę zardzewiałego piecyka.
— Patrz, ile w nim papierów i rupieci! — zawołała — Zapalmy je, a będziemy mieli przez parę minut prawdziwe ognisko.
Potarła zapałkę i przytknęła ją do pieca. Buchnął wspaniały płomień i blaskiem jaskrawym oświecił wnętrze pokoju. Sara stanęła przy nim i uśmiechnęła się.
— Czy to nie prawdziwy ogień na kominie? A teraz przystąpimy do uczty.
I skinąwszy wdzięcznie ręką Ermengardzie i Rebece, podeszła ku stołowi.
— Zbliżcie się, piękne panie — przemówiła szczęśliwym, rozmarzonym głosem, — i zasiądźcie za stołem godowym. Jego Królewska mość, mój ojciec, wyjechał w podróż daleką i mnie polecił urządzenie dla was biesiady.
Zwróciła lekko głowę w stronę jednego z kątów pokoju.
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/257
Ta strona została skorygowana.