Miss Minchin podeszła do Becky.
— Ty bezwstydnico! — krzyczała, bijąc ją znowu. — Jutro wyrzucę cię z mego domu!
Sara stała spokojnie, blednąc coraz bardziej i coraz szerzej otwierając oczy. Ermengarda wybuchnęła płaczem:
— O, niech pani jej nie wydala ze służby!... To ciocia przysłała mi paczkę... i urządziłyśmy sobie przyjęcie...
— Widzę, widzę — odpowiedziała oschle miss Minchin. — A księżniczka Sara siedziała na pierwszem miejscu za stołem! Tak! wiem, że to twoja sprawka — krzyknęła, zwracając się do Sary; — Ermengardzie nigdyby nic podobnego nie przyszło do głowy! To ty zapewne przystroiłaś stół temi śmieciami. A ty marsz mi na swoje poddasze! — tupnęła nogą w stronę Becky. Biedna posługaczka zakryła twarz fartuchem i wymknęła się z pokoju, szlochając z cicha.
Teraz znów przyszła kolej na Sarę:
— Przypilnuję ja ciebie jutro! Nie dostaniesz ani śniadania, ani obiadu, ani kolacji!
— Ja dzisiaj nie dostałam ani obiadu, ani kolacji, proszę pani — słabym głosem odrzekła Sara.
— Tem lepiej! Będziesz pamiętała na przyszłość! Nie stójże tak bezczynnie! Kładź mi zaraz to wszystko do paczki!
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/259
Ta strona została skorygowana.