Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/261

Ta strona została skorygowana.

Porwała ze stołu książki, zgarnęła resztki biesiady w bezładzie na dno paczki, wcisnęła je w ramiona Ermengardzie i popchnęła ją przed sobą w stronę drzwi.
— Możesz się teraz nad tem zastanawiać dowoli! — syknęła. — Marsz natychmiast do łóżka!
Zatrzasnęła drzwi i wyszła za nieszczęśliwą, potykającą się wciąż Ermengardą, pozostawiając Sarę w zupełnej samotności.
Skończył się sen piękny. Papier w piecyku stlał do ostatniej iskierki, pozostawiając jedynie garstkę czarnego popiołu; stół był nienakryty, a złote talerze, bogato haftowane serwety i girlandy kwiecia przemieniły się zpowrotem w stare chustki do nosa, strzępki czerwonej i białej bibułki oraz spłowiałe sztuczne kwiaty, porozrzucane w nieładzie po pokoju; minstrele wymknęli się chyłkiem z galerji, a gęśle i lutnie umilkły. Emilka siedziała na ziemi, oparta o ścianę plecami, patrząc przed siebie bezmyślnie. Spostrzegłszy ją, Sara podeszła ku niej i ujęła ją drżącemi rękoma.
— Już nie pozostało nic z biesiady, Emilko. Już tu niema księżniczki... nie pozostało nic, prócz więźniów Bastylji...
I usiadła pod ścianą, zakrywając twarz rękami.
Nie wiem, coby się stało, gdyby w tej chwili nie zakryła twarzy, albo gdyby w niewłaściwej chwili rzuciła przypadkowo wzrokiem na okno w suficie. Być mo-