Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/266

Ta strona została skorygowana.

rowana... Mnie się tylko zdaje, że widzę to wszystko... Ale gdyby się tak mogło wciąż mi wydawać... niechby tak było! Niechby było!
Stała tak przez chwilę, dysząc ciężko, poczem zawołała:
— Ach, to wszystko nieprawda! — To nie może być prawdą! Ale jakże wydaje się prawdziwe!
Buzujący ogień pociągnął ją ku sobie; uklękła przed nim i wyciągnęła ku niemu ręce — ale musiała je cofnąć, poczuwszy niezmierne gorąco.
— Ogień, widziany tylko we śnie nie mógłby być gorący! — zauważyła głośno.
Zerwała się na nogi, dotknęła się stolika, serwisu, kobierca; podeszła do łóżka i pogładziła pościel. Wkońcu pochwyciła miękki watowany szlafroczek, przycisnęła go do piersi i przytuliła doń policzek.
— Ciepły! Miękki! — zawołała, omal nie płacząc ze szczęścia. — On jest prawdziwy! Nie może być inaczej!
Zarzuciła go sobie na ramiona i obuła się w pantofle.
— I one są prawdziwe! Wszystko jest prawdziwe! — zawołała. — Ja nie śnię... nie śnię!
Krokiem jakby pijanym podeszła ku książkom i otworzyła tę, która leżała na wierzchu. Na czystej kartce przed okładką ujrzała wypisanych słów kilka:
— Małej dziewczynce z poddasza. Od przyjaciela.