Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/267

Ta strona została skorygowana.

Ujrzawszy ten napis, Sara — choć nie miała tego w zwyczaju — położyła twarzyczkę na książce i zalała się łzami.
— Nie wiem, kto mi to przysłał — rzekła; — w każdym razie ktoś troszczy się o mnie. Mam przyjaciela!
Wzięła świecę i wszedłszy do pokoju Becky, stanęła koło jej łóżka.
— Becky! Becky! — szepnęła, jak mogła najgłośniej. — Obudź się!
Gdy Becky się zbudziła i siadła na łóżku, z lękiem podnosząc twarz, na której widać jeszcze było ślady łez niedawnych, ujrzała koło siebie drobną jakąś postać w kosztownym watowanym szlafroku z karmazynowego jedwabiu. Becky nie chciała wierzyć własnym oczom: koło jej łóżka stała z jaśniejącą, przedziwną twarzą księżniczka Sara — jaką ona pamiętała z dawnych czasów — i trzymała w ręce świecę.
— Chodź do mnie! Chodź, Becky! — szeptało zjawisko.
Becky zbyt była przerażona, by mogła odezwać się choć słówkiem. Wstała tylko i podążyła za Sarą, szeroko otwierając ze zdumienia oczy i usta.
A gdy przekroczyły próg, Sara cicho zamknęła drzwi za sobą i wciągnęła sąsiadkę w jakąś ciepłą i jasną