bardziej nawet niezwykle zdarzenie — i oswoić się z niem w przeciągu krótkiego czasu.
— Nie wiem, ktoby to mógł uczynić — rzekła; — w każdym razie był ktoś taki. Siedzimy sobie przy ognisku i... i... wszystko jest prawdziwe! Kimkolwiek jest ten człowiek... czy ci ludzie... to ja mam przyjaciela... ktoś jest moim przyjacielem.
Trudno jednak zaprzeczyć, że siedząc przed płonącym ogniem i spożywając sute i smaczne jadło, dziewczynki odczuwały w duchu jakąś obawę i zaglądały sobie wzajemnie w oczy z pewnem jakby powątpiewaniem.
— Cy panienka aby se nie myśli, — wyjąkała raz Becky szeptem, — że to wsyćko może nam zniknąć? Mozebyśmy się krzynkę pośpiesyły.
To mówiąc, wpakowała sobie skwapliwie do ust całą kanapkę. Jeżeli to był sen, tedy można było jej wybaczyć te kuchenne maniery.
— Nie, to nie zniknie — odpowiedziała Sara. — Ja teraz napewno zjadam ten biszkopt i czuję jego smak. We śnie nigdy się nie je niczego naprawdę... tylko się myśli, że chciałoby coś zjeść. Zresztą ja wciąż szczypię się w nogę, by upewnić się, że nie śpię, a przed chwilą umyślnie dotknęłam się rozżarzonego węgielka.
Grzały się przy piecu, rozkoszując się ciepłem i sy-
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/270
Ta strona została skorygowana.