wśród cudów baśni czarnoksięskiej, a po obudzeniu przekonał się, że baśń była prawdziwą, — człowiek taki nie może być nieszczęśliwy ani wyglądać na nieszczęśliwego, co więcej, nie potrafi żadną siłą przygasić błysku radości w swych oczach. Miss Minchin wprost oniemiała na widok spojrzenia, jakiem obrzuciła ją Sara, odpowiadając zresztą z wielkim szacunkiem na pytanie swej przełożonej.
— Bardzo panią przepraszam. Wiem, że jestem w niełasce.
— Racz więc o tem nie zapominać i nie przybieraj takiej miny, jak gdyby spotkało cię wielkie szczęście. To impertynencja! A pamiętaj, że dziś przez cały dzień nie dostaniesz nic do jedzenia.
— Dobrze, proszę pani — odpowiedziała Sara, ale gdy odwróciła się, serce jej drgnęło na wspomnienie dnia wczorajszego. — Gdyby czarodziej w porę nie przyszedł mi z pomocą, — pomyślała, — jakiż straszny los by mnie czekał!
— Ona chyba nie głodna! — szepnęła Lawinja. — Spojrzyj na nią! Może sobie wyobraża, że zjadła dobre śniadanie — dodała, śmiejąc się wzgardliwie.
— Ona jest całkiem różna od innych ludzi — odpowiedziała Jessie, przyglądając się Sarze, zajętej odrabianiem lekcyj z najmłodszemi dziewczynkami. — Ja nieraz jej trochę się boję!
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/275
Ta strona została skorygowana.