— E, śmieszna jesteś! — zgromiła ją Lawinja
Przez dzień cały twarz Sary promieniała, a policzki okrywał rumieniec. Służba rzucała na nią zdziwione spojrzenia i szeptała coś pomiędzy sobą, a niebieskie oczki miss Amelji wyrażały zdumienie i zakłopotanie; nie rozumiała, coby mogła oznaczać taka zuchwała, jakby szczęśliwa mina Sary, wobec wiszącego nad nią gniewu przełożonej. Taki upór jednakże był w najzupełniejszej zgodzie z dotychczasowem postępowaniem Sary. Widać było, że zawzięła się, by nic sobie nie robić z niczego!
Sara zawzięła się tylko w jednej rzeczy. Powiedziała sobie, że wszystko, co się zdarzyło, należy utrzymać w tajemnicy... o ile to możliwe. Gdyby miss Minchin przyszła ochota zajść ponownie na poddasze, tedy wszystko musiałoby wyjść na jaw, rzecz oczywista. Jednakże nie zanosiło się na to, by miała tu zachodzić — przez pewien czas conajmniej, — chyba żeby ją tu przywiodły jakieś podejrzenia. Ermengarda i Lottie miały pozostawać pod tak ścisłym nadzorem, że napewno nie odważyłyby się na nowe nocne wędrówki. Od biedy możnaby opowiedzieć rzecz całą Ermenegardzie i zobowiązać ją do sekretu. Gdyby Lottie coś odkryła na własną rękę, to i od niej możnaby wziąć podobne zobowiązanie. Zresztą sam czarodziej napewno
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/276
Ta strona została skorygowana.