ne barwne materje, przymocowane cienkiemi, ostremi gwoździkami — tak ostremi, że można je było wbić w drewno i tynk bez posługiwania się młotkiem; tu i owdzie pozatykano piękne wachlarze i ułożono wielkie, nabite poduszki, na których można było usiąść. Drewnianą skrzynię nakryto dywanem, a na wierzch położono parę poduszek, tak iż zrobiła się z tego wcale wygodna sofa.
Sara zwolna odeszła od drzwi, usiadła i znów rozglądała się wokoło.
— Zupełnie tak spełniają się czarnoksięskie zaklęcia — odezwała się do siebie. — Mam wrażenie, iż gdybym sobie życzyła, pojawiłyby się przede mną nawet wory złota i diamenty. Nie byłaby to rzecz dziwniejsza od tego, co się teraz dzieje. Czyż to mój pokoik na poddaszu? Czy jestem tą samą, zziębniętą, obdartą, przemoczoną Sarą? Ileż to razy wymyślałam sobie różne baśnie i pragnęłam, by choć jedna z nich stała się jawem przed mojemi oczyma... A teraz właśnie przeżywam baśń taką. Mam wrażenie, jakobym sama mogła być wróżką i przemieniać rzeczy jedne w drugie.
Wstała i zastukała w ścianę, przywołując więźnia z sąsiedniej celi.
Wszedłszy do pokoju, Becky omało nie zwaliła się
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/279
Ta strona została skorygowana.