na ziemię; przez parę minut nie mogła głosu z siebie wydobyć.
— O rety! o rety, panienko! — jęknęła wkońcu, zupełnie jak rankiem w izbie czeladnej.
— Widzisz co się stało? — rzekła Sara.
Tego wieczora Becky siedziała na poduszce przed kominkiem, a jadła i piła z własnego talerza i filiżanki.
Gdy Sara poszła spać, znalazła w łóżku nowy, gruby materac i wielkie, puszyste poduszki. Jej stary materac i poduszka powędrowały do łóżka Becky, która dzięki tym nowym nabytkom mogła urządzić się z pewnym komfortem.
— Skąd tyz to wsyćko się bierze? — wyrwało się raz z ust Becky. — Rety, któż to robi, panienko?
— Nawet nie pytajmy o to, — odpowiedziała Sara. — Gdyby nie to, że chciałabym podziękować temu dobroczyńcy, tobym wolała nie wiedzieć, kto on taki. W ten sposób rzecz cała wygląda o wiele piękniej.
Od tego czasu życie Sary stawało się z każdym dniem dziwniejsze. Baśń czarodziejska snuła dalej swój wątek. Każdego wieczoru, gdy Sara powracała do swego pokoju, zastawała w nim jakieś nowe upiększenie, nowy wygodny sprzęt, aż wkońcu klitka na poddaszu przemieniła się w piękny salonik, pełen wykwintu i przepychu. Obdrapane ściany zczasem pokryły się całkowicie obrazami i makatami, pojawiły się nader
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/280
Ta strona została skorygowana.