cie trafiają się czasem wielcy dziwacy — są nimi zwłaszcza bogaci, a nieżonaci wujowie, którzy nie lubią mieć dzieci koło siebie i wolą z pewnej odległości troszczyć się o los swych młodych krewniaków. Ludzie tacy są napewno w gorącej wodzie kąpani i obraźliwi. Nie byłoby więc rzeczą przyjemną, gdyby taki człowiek miał się dowiedzieć całej prawdy o cienkich, podartych sukienkach, marnem odżywianiu się i ciężkiej harówce swej pupilki. Zrobiło się jej kwaśno i nieswojo. Spojrzała z pod oka na Sarę.
— No, no — przemówiła głosem, jakiego nie używała od czasu, gdy Sara straciła ojca. — Ktoś okazał się dla ciebie nader uprzejmy. Ponieważ przysłano ci te rzeczy, a masz dostać nowe, gdy się te zedrą, więc pozwalam ci się przebrać, żebyś wyglądała przyzwoicie. Gdy się przebierzesz, możesz zejść na dół i odrabiać lekcje w klasie. Nie pójdziesz już dzisiaj po sprawunki.
W pół godziny potem, gdy otworzyły się drzwi sali szkolnej i ukazała się w nich Sara, wszystkie dziewczynki aż oniemiały ze zdumienia.
— Słowo daję! — zawołała Jessie, trącając Lawinję w łokieć. — Księżniczka Sara.
Lawinja obejrzała się — i stanęła w pąsach.
Istotnie Sara wyglądała na księżniczkę — jak nie wyglądała już od dawnego czasu. Nie przypominała
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/285
Ta strona została skorygowana.