tej Sary, którą przed paroma godzinami widziano schodzącą na dół kuchennemi schodami. Była ubrana w sukienkę podobną do tych, jakich zwykła jej dawniej zazdrościć Lawinja, — przepysznie skrojoną, o żywych i pięknie dobranych kolorach. Jej drobne nóżki wyglądały tak, jak wtedy, gdy podziwiała je Jessie, a włosy, do niedawna rozczochrane, były teraz przewiązane wstążką aksamitną.
— Może ktoś jej zapisał wielki majątek — szepnęła Jessie. — Zawsze przeczuwałam, że ona czegoś podobnego się doczeka. Ona jest dziewczynką tak niepospolitą.
— Może znowu gdzieś się pojawiły jakieś kopalnie diamentów — zadrwiła Lawinja. — Nie wpatruj się w nią, jak sroka w kość, bo się jej jeszcze w głowie przewróci.
— Saro, — rozległ się poważny głos miss Minchin. — Chodź i usiądź tutaj.
Wszystkie dziewczynki rozwarły oczy szeroko i jęły trącać się łokciami, nie starając się nawet ukrywać zaciekawienia, gdy Sara zasiadła na dawnem honorowem miejscu i zagłębiła się w książkach.
Wieczorem udała się do swego pokoiku i spożyła kolację w towarzystwie Becky, poczem usiadła i w zamyśleniu wpatrywała się w ognisko.
— Cy panienka se cosik ozmyśla nowego? — za-
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/286
Ta strona została skorygowana.