Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/287

Ta strona została skorygowana.

gadnęła ją Becky przypochlebnie. Gdy Sara siedziała w milczeniu i marzącemi oczyma wpatrywała się w ogień, było to zazwyczaj oznaką, że obmyśla sobie nowe jakieś opowiadanie. Ale tym razem tylko potrząsnęła głową przecząco.
— Nie — odpowiedziała. — Zastanawiałam się nad tem, jak mam postąpić.
Becky patrzyła na nią z szacunkiem. Żywiła wielką cześć dla każdego jej słowa i postępku.
— Nie mogę się opędzić myśli o moim przyjacielu — wyjaśniła Sara. — Jeśli on pragnie zachować sekret co do swej osoby, byłoby niegrzecznością dociekać, kto on taki. Jednakże pragnęłabym mu powiedzieć, jak jestem mu wdzięczna i jak szczęśliwą on mnie uczynił. Chciałabym... chciałabym...
Przerwała, gdyż w tejże chwili oczy jej padły na przedmiot, stojący na stoliku w kącie. Znajdował się on tu może od dwóch dni. Była to mała teczka, zawierająca papier, koperty, pióra i atrament.
— Och! że mi też to wcześniej na myśl nie przyszło! — zawołała.
Wstała, podeszła do kąta i przyniosła teczkę.
— Napiszę do niego — zawołała radośnie — i zostawię list na stole. Ta osoba, która sprząta ze stołu, zabierze pewno i ten list. Nie będę o nic prosiła, a za podziękowanie z pewnością się nie obrazi.