bynajmniej nie zbiły jej z tropu. Była wszystkiem zaciekawiona, więc z całym spokojem patrzyła wzajem na dziewczynki, które jej się przyglądały; zastanawiała się nad tem, o czem też one myślą, — czy lubią Miss Minchin, — czy interesują się lekcjami — i czy która z nich ma takiego tatusia, jakim jest jej tatuś. O tym tatusiu miała dziś rankiem dłuższą rozmowę z Emilką.
— On teraz płynie po morzu, Emilko — mówiła do niej. — Teraz my dwie powinnyśmy serdecznie się przyjaźnić i opowiadać sobie różne rzeczy. Patrz na mnie, Emilko. Oczki masz prześliczne... o gdybyś jeszcze umiała mówić!
Jednem z fantastycznych urojeń, do których Sara taką żywiła skłonność, było owo ukojenie, jakiego doznawała, łudząc się, że Emilka żyje, a tem samem słyszy i rozumie wszystkie jej słowa. To też, gdy Mariette ubrała ją w granatowy mundurek szkolny i przewiązała jej włosy granatową wstążką, dziewczynka natychmiast podeszła do Emilki, usadowionej w krzesełku, i podała jej książkę.
— Możesz to czytać, póki nie wrócę ze szkoły.
Widząc zaś, że Mariette spogląda na nią z zaciekawieniem, jęła wyjaśniać poważnie rzecz całą:
— Ja wierzę, że lalki potrafią wykonać wiele rzeczy, tylko nie dają tego poznać po sobie. Jest rzeczą bardzo możliwą, że Emilka umie czytać, mówić i cho-
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/29
Ta strona została skorygowana.