— Prowda, panienko, ze ona niebardzo ładna? — ozwała się Becky.
— Podobna do bardzo brzydkiego dzieciaka — zaśmiała się Sara. — Przepraszam cię, małpeczko, ale bardzo się cieszę, że nie jesteś dzieckiem. Twoja mamusia nie byłaby z ciebie dumna, a nikt nie ośmieliłby się powiedzieć, że jesteś podobna do kogoś z krewnych. Ale ja cię lubię mimo wszystko!
Rozsiadła się w krześle i zamyśliła się.
— Jej pewno przykro, że jest taka brzydka... i to nie daje spokoju jej myślom. Ciekawam, czy ona o czem myśli? Małpko, czy ty umiesz myśleć?
Małpka nic nie odpowiedziała, tylko poskrobała się łapką w głowę.
— Co tyz panienka zrobi z tą małupą? — zapytała Becky.
— Przenocuję ją w moim pokoju, a jutro odniosę ją do „pana z Indyj“. Przykro mi będzie rozstać się z tobą, małpeczko, ale cóż robić? Powinnaś wrócić na łono rodziny... a ja nie jestem tobie ani bratem ani swatem.
Kładąc się do łóżka, usłała koło swych nóg gniazdko dla przybysza. Małpka zwinęła się w kłębek i zasnęła, jak małe dzieciątko, wielce zadowolona ze swej kwatery.
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/291
Ta strona została skorygowana.