Pan Carrisford zaśmiał się i znów poklepał ją po ramieniu.
— Tatuś powinien już tu przybyć niezadługo — rzekła Janet. — Może teraz porozmawiamy o zaginionej dziewczynce?
— Zdaje mi się, że nie potrafiłbym teraz mówić o niczem innem — odpowiedział pan Carrisford, marszcząc czoło w smutku.
— My tak ją lubimy! — zawołała Nora. — Nazywamy ją „księżniczką nie z bajki“.
— Czemuż to tak? — zaciekawił się p. Carrisford; lubił się przysłuchiwać różnym powiedzonkom dziecinnym, bo odrywały go one od innych myśli...
— A dlatego — odpowiedziała Janet, — że choć nie jest postacią z bajki, to jednak, gdy ją odnajdziemy, będzie tak bogata jak księżniczka.
— Czy to prawda — spytała Nora, — że jej tatuś powierzył wszystkie swoje pieniądze jakiemuś przyjacielowi, który miał kopać diamenty... i że ten przyjaciel potem uciekł, myśląc, iż stracił wszystkie te pieniądze, i uważając się za złodzieja?
— Ale wiesz przecie, że nie był złodziejem — wtrąciła Janet pośpiesznie.
Pan Carrisford chwycił skwapliwie jej rękę.
— Tak jest, on nie był złodziejem — powtórzył.
— Bardzo mi żal tego przyjaciela — rzekła Janet. —
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/294
Ta strona została skorygowana.