— No, no, proszę się nie martwić — rzekł głosem pogodnym. — Jeszcze uda się nam ją znaleźć.
— Musimy zająć się tem niezwłocznie. Nie należy tracić czasu — niecierpliwił się p. Carrisford. — Czy mógłbyś mi podsunąć jakąś nową radę?
Pan Carmichael wstał i zaczął wielkiemi krokami przechadzać się po pokoju. Twarz miał zamyśloną, ale niespokojną i niepewną.
— Mam jedną myśl, ale nie wiem, czy z niej co będzie. Przyszła mi do głowy, gdy jechałem pociągiem z Dover‘u.
— Jakaż to myśl? Jeżeli dziecko żyje, to musi się gdzieś znajdować.
— Tak właśnie. Szukaliśmy jej w szkołach paryskich. Dajmy teraz spokój Paryżowi i zacznijmy szukać w Londynie. Oto mój pomysł.
— W Londynie jest szkół wiele! — odrzekł p. Carrisford; naraz poruszył się żywiej, jakby tknięty jakiemś wspomnieniem: — Ot, naprzykład jedna znajduje się w sąsiedniej kamienicy.
— Od niej więc zaczniemy. Bliżej już zaczynać niepodobna!
— Nie-e! — rzekł smutno pan Carrisford. — Przebywa tam wprawdzie jedna dziewczynka, którą się interesuję... ale ona nie jest uczennicą. Jest to mała, za-
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/297
Ta strona została skorygowana.