szczęśliwej doli tej dziewczyny... i we dwójkę ułożyliśmy romantyczny plan przyjścia jej z pomocą. Pomysł to był zapewne dziecinny... ale przynajmniej miałem czem się rozerwać. Atoli bez pomocy Ram Dassa, który, jako syn Wschodu, jest człowiekiem zręcznym i sprytnym, nie zdziałałbym niczego.
Do pokoju weszła Sara, niosąc małpkę, która skrzeczała i trzymała się mocno jej ramion, jak gdyby nie miała zamiaru z nią się rozłączać.
— Pańska małpka uciekła — rzekła Sara, rumieniąc się z radości, iż znalazła się w pokoju „pana z Indyj“. — Zeszłej nocy podeszła do mojego okna na poddaszu, a ja wzięłam ją do siebie, bo tak zimno było na dworze! Odniosłabym ją natychmiast, gdyby nie było tak późno. Wiedziałem, że pan chory, więc nie chciałam robić ambarasu.
Pan Carrisford spojrzał na nią z zaciekawieniem.
— Bardzo to ładnie z twojej strony — rzekł.
Sara spojrzała w stronę Ram Dassa, stojącego nieopodal.
— Czy mam ją oddać Laskarowi? — zapytała.
— A skąd ty wiesz, że to Laskar? — zapytał „pan z Indyj“, umiechając się.
— O, ja widywałam Laskarów! — odpowiedziała Sara, oddając małpkę, pomimo całego jej oporu. — Przecież urodziłam się w Indjach.
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/299
Ta strona została skorygowana.