— Pan Carrisford już czuje się lepiej i pragnie widzieć się z tobą.
Sara nie ociągała się. Gdy weszła do bibljoteki, p. Carrisford zobaczył, iż twarz miała rozpromienioną.
Stanęła przed jego fotelem, splótłszy ręce na piersi.
— To pan mi przysyłał tyle ładnych rzeczy? — zapytała radosnym, drżącym od wzruszenia głosem. — To pan...?
— Tak, moje drogie dziecko, to ja — odpowiedział pan Corrisford, spoglądając na nią tym wzrokiem, jaki spotykała w oczach ojca, wzrokiem, w którym lśniła ojcowska miłość oraz chęć przygarnięcia jej do serca. Uklękła przy nim, jak klękała koło ojca, gdy oboje byli dla siebie najdroższymi w świecie przyjaciółmi.
— A więc to pan był moim przyjacielem — mówiła do niego; — to pan był moim przyjacielem!
Przycisnęła policzek do jego chudej ręki i pocałowała ją kilkakrotnie.
— Za trzy tygodnie będzie zdrów jak ryba! — rzekł p. Carmichael półgłosem do swej żony. — Przyjrzyj się jego twarzy.
Istotnie, p. Carrisford zmienił się ogromnie. Miał przy sobie „małą jejmość“, a w głowie już mu się roiły inne myśli i projekty.
Przedewszystkiem trzeba było rozmówić się z miss
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/307
Ta strona została skorygowana.