spoglądając to na p. Carrisforda, to na p. Carmichaela, który skłonił się jej lekko. — To jakieś nieporozumienie. Przybyłam tu w sprawie, nakazanej mi przez mój obowiązek. Dowiedziałam się, że jedna z moich uczennic... trzymana tylko z łaski w mej szkole... ośmieliła się nachodzić szanownego pana w jego własnem mieszkaniu. Przyszłam wyjaśnić, że ona tu wtargnęła bez mojej wiedzy.
Następnie zwróciła się do Sary:
— Ruszaj mi zaraz do domu! — rozkazała z oburzeniem. — Będziesz surowo ukarana! Ruszaj do domu!
„Pan z Indyj“ przyciągnął Sarę do swego boku i pogłaskał ją po ręce.
— Ona stąd nie pójdzie! — oświadczył.
Miss Minchin myślała, że postrada zmysły.
— Nie pójdzie? — powtórzyła.
— Nie! — odrzekł p. Carrisford. — Ona nie pójdzie do domu... jeżeli pani tę nazwę nadaje swej uczelni... Jej domem będzie odtąd moje mieszkanie.
Miss Minchin aż się cofnęła parę kroków w świętem oburzeniu.
— Pańskie mieszkanie?... Pańskie mieszkanie?... Cóż to wszystko znaczy?
— Carmichael, bądź tak dobry i wyjaśnij całą spra-
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/310
Ta strona została skorygowana.