Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/320

Ta strona została skorygowana.

pan nie wiedział, gdzie jest Sara... i okazało się, że w kopalniach były całe miljony diamentów... a połowa z tego należy do Sary... i należała już wtedy, kiedy mieszkała na poddaszu, nie widując nikogo prócz Melchizedecha, a kucharka posyłała ją po sprawunki. A pan Carrisford odnalazł ją dziś popołudniu i zabrał ją do swego domu... i ona już nigdy tu nie wróci... i będzie jeszcze większą księżniczką, niż była dotychczas... sto pięćdziesiąt tysięcy razy większą! A ja jutro popołudniu pójdę do niej w odwiedziny.
Nawet miss Minchin we własnej osobie nie zdołałaby uciszyć wrzawy, jaka powstała po tych słowach. Zresztą nawet nie próbowała jej uciszać. Nie miała chęci narażać się na coś więcej ponad to, co musiała znosić we własnym pokoju, przy łóżku płaczącej Amelji. Odgadła, że wieść o Sarze przeniknęła jakimś dziwnym sposobem nawylot przez ścianę i że wszystkie służące, wszystkie uczennice będą w łóżkach gwarzyły na ten temat.
Dziewczynki jakoś przewąchały, że w dniu tym nie obowiązują ich żadne przepisy szkolne, to też przesiedziały prawie do północy w sali szkolnej, i skupiając się dokoła Ermengardy, kazały sobie po raz drugi i trzeci odczytywać list Sary, zawierający opowieść równie czarującą, jak ta, którą ona sama układała, a mająca ponadto ten urok, że jej widownią była sąsiednia ka-