Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/44

Ta strona została skorygowana.

— Podejdźmy cichutko do drzwi — szepnęła — a potem ja nagle je otworzę. Może uda się nam ją przyłapać.
Na jej twarzyczce igrał uśmiech, ale w oczach lśnił promyk tajemniczej ufności, który dziwnie podziałał na Ermengardę, mimo że nie miała najmniejszego pojęcia, co to wszystko znaczy, — ani też nie wiedziała, kogo i dla jakiej przyczyny zamierzała Sara „przyłapać“. W każdym razie kryła się w tem niewątpliwie jakaś wspaniała i intrygująca niespodzianka, to też Ermengarda drżała w napięciu oczekiwania, idąc na paluszkach za Sarą przez korytarz. Tak bez szelestu dotarły aż do samych drzwi. Wówczas Sara nagle nacisnęła klamkę i otwarła drzwi naoścież. Oczom przybyłych ukazał się pokój najzupełniej cichy i spokojny, w którym wszystko było na właściwem miejscu. Obok kominka, na którym łagodnie tlił się ogień, siedziała na krzesełku prześliczna lalka, niby to zaczytana w leżącej przed nią książce.
— Oho! już wróciła na krzesełko, zanim zdążyłyśmy ją podpatrzeć! — zawołała Sara. — One tak zawsze robią! potrafią przebiec przez pokój prędko jak błyskawica.
Ermengarda jęła patrzeć to na nią, to na lalkę.
— Czy ona umie... chodzić? — zapytała głosem stłumionym.