Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/45

Ta strona została skorygowana.

— Tak — odpowiedziała Sara. — Ja w to wierzę... przynajmniej udaję, że wierzę... a przez to wydaje mi się, że to wszystko jest prawdą. Czyś ty nigdy nie udawała niczego?
— Nie!... nigdy! — odparła Ermengarda. — Wytłumacz mi to wszystko.
Tak była oszołomiona tą nową, dziwną znajomością, że patrzyła wciąż na Sarę zamiast na Emilkę — mimo że Emilka była najpiękniejszą lalką, jaką zdarzyło się jej widzieć.
— Siądź, to ci opowiem — rzekła Sara. — Jest to rzecz tak łatwa i przyjemna, że gdy ją rozpoczniesz, nie potrafisz się jej wyrzec, tylko będziesz wciąż do niej wracała. Emilko, i ty posłuchaj. Oto jest panna Ermengarda St. John. Ermengardo, oto Emilka. Czy chciałabyś wziąć ją na ręce?
— Ach, to mi wolno ją wziąć na ręce? — zawołała Ermengarda. — Wolno mi naprawdę? Jakaż ona piękna!
Z lalką w objęciach Ermengarda spędziła jedną z najpiękniejszych godzin swego krótkiego żywota, słuchając przedziwnych opowieści swej towarzyszki, póki nie odezwał się dzwonek wzywający na obiad. Sara przysiadła w kuczki na dywanie przed kominkiem, a jej zielone, duże oczy i nabiegłe rumieńcem policzki pałały żywo. Opowiadała i o Indjach i o przeby-