wać uciążliwe marsze, cierpieć pragnienie, może nawet odniósłby ciężką ranę... i nie powiedziałby ani słowa.
Ermengarda nic nie mówiła, tylko wlepiała w nią szeroko otwarte oczy, ale w duszy poczuła dla niej szacunek ogromny i uwielbienie; tak dziwnej i niezwykłej koleżanki nie zdarzyło się jej widzieć nigdy w życiu.
Nagle Sara spojrzała w górę, uśmiechnęła się dziwnie i wstrząsnąwszy czarnemi włosiętami, odezwała się:
— Gdy będę tak wciąż gwarzyła z tobą i opowiadała ci różne zmyślone historje, to mi tu jakoś łatwiej będzie przeżyć tę rozłąkę. Ty też pewno nie zapomnisz o domu... ale łatwiej będzie ci znosić to wszystko...
Ermengarda poczuła, że gardło jej ścisnęło się niewiedzieć czemu, a w oczach jakby pojawiły się łezki.
— Lawinja i Jessie są „najserdeczniejszemi przyjaciółkami“ — odpowiedziała głosem ochrypłym. — Bardzobym chciała być dla ciebie taką serdeczną przyjaciółką. Czy chcesz mnie za nią uważać? Ty jesteś bardzo mądra, a ja jestem najgłupszą uczennicą w szkole... ale... ale ja ciebie tak kocham!
— Bardzo się z tego cieszę — zapewniła ją Sara. — Tak, będziemy przyjaciółkami. I wiesz co? — (tu nagle promyk radości rozjaśnił jej buzię) — będę ci pomagała w odrabianiu lekcyj francuskiego.
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/48
Ta strona została skorygowana.