i wznosząc lub zniżając głos, zależnie od nastroju opowieści. Zapomniała, że przemawia do słuchających rówieśniczek; przestawała, jak na jawie, z wróżkami, krasnoludkami, królami i księżniczkami, o których była mowa w opowieści. Niekiedy, skończywszy opowieść, tak była podniecona, że już tchu złapać nie mogła, tylko przyciskała rękę do drobnej, zdyszanej piersi i śmiała się jakby sama do siebie.
— To wszystko co opowiadam — mówiła — wydaje mi się nie zmyśleniem, ale rzeczywistością... bardziej rzeczywistą niż sala szkolna i wy wszystkie. Mam wrażenie, jakobym była kolejno wszystkiemi osobami, jakie występują w mojej opowieści.
∗ ∗
∗ |
Drugi już rok bawiła Sara w szkole miss Minchin, gdy pewnego mglistego popołudnia, wysiadając z powozu, opatulona w najcieplejsze futerko, spostrzegła w przejściu przez chodnik jakąś małą, szarą postać, co stała na schodkach sutereny i wznosiła z ponad nich głowę tak wysoko, że przez kratę poręczy mogła szeroko otwartemi oczyma patrzeć wprost na przybywającą. Ta ciekawość, z lękiem połączona, pociągnęła wzrok Sary w jej stronę. Spojrzawszy na tę szarą, niepozorną, umorusaną buzię, uśmiechnęła się do niej, bo miała zwyczaj uśmiechać się do każdego.