niczka. Pozatem jednak biedna Becky nie przypominała księżniczki — owszem, wyglądała poprostu, jak zwykłe sobie, brzydkie, umorusane i obdarte kuchenne popychadło.
W porównaniu z nią Sara wyglądała na jakieś nieziemskie zjawisko. Właśnie niedawno przedtem odbywała się lekcja tańca, która była zawsze dla szkoły ważnem zdarzeniem, mimo, że urządzano ją przecie co tydzień. Uczennice ubierały się wówczas w najpiękniejsze sukienki, a ponieważ Sara tańczyła nadzwyczaj zgrabnie i była zawsze wysuwana przed inne koleżanki, przeto Mariette musiała przystroić ją jak tylko można najwspanialej.
W dzień wspomniany Sara miała na sobie różową sukienkę, a na włosach wianuszek, upleciony przez Mariettę z prawdziwych pączków róży. Uczyła się nowego, nader pięknego tańca, więc biegała i fruwała po całym pokoju niby różowy motylek, a radość i ruch zabarwiły jasnym i pogodnym rumieńcem jej twarzyczkę. Wleciawszy w kilku motylich podrygach do pokoju — ujrzała Becky, siedzącą w fotelu, i biały jej czepek przewieszający się przez poręcz.
— O biedactwo! — zawołała na jej widok.
Nie zmartwiła się tem bynajmniej, że na jej ulubionem miejscu rozsiadła się ta brudna, zasmolona dziewczyna, — owszem była rada, że ją tu widzi. Podeszła
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/71
Ta strona została skorygowana.