łam se na ulicy koło Coving Garden, w gromadzie ludzisków, i przypatrowałam się, jak różne panie i panowie jechali do tyjatru. A była tam jedno pani, której się najwięcej przypatrowano... i tak se jeden drugiemu mówili: „Patrzoj, to księznicka“. Była to duzo juz pannica, ale cało cyrwono... i suknio i płascysko i kwiotki. Przypomniała mi sie ona odrazu, kiej obacyłam łaskawom panienkę, jak se panienka siedziała na stole. Bo tyz panienka jest do niej podobno.
— Nieraz przychodziło mi na myśl, — odezwała się Sara głosem pełnym namysłu, — że chciałabym być księżniczką. Ciekawa jestem, jak to się wtedy człowiek czuje. A możebym tak zaczęła udawać, że nią jestem?
Becky patrzyła na nią z podziwem i jak przedtem, nie rozumiała ani słowa. Ale niebawem Sara otrząsnęła się ze swych rozmyślań i zwróciła się do niej z nowem zapytaniem:
— Becky, czyś ty przysłuchiwała się wtedy mojej opowieści?
— Tak, panienko — przyznała się Becky, nieco zaniepokojona. — Wiedziałam, ze mi nie kozali słuchać, ale... ale bajka była tako piękno, ze... nie mogłam wytrzymać...
— Ja chciałam, żebyś ty się przysłuchiwała — rzekła Sara. — Sama nie wiem, jak to objaśnić, ale gdy
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/76
Ta strona została skorygowana.