Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/94

Ta strona została skorygowana.

Becky zaśmiała się śmiechem urywanym lecz radosnym, a oczy jej zaszły łzami.
— Dyć to nic innego, ino flanela... i to jesce nie nowa... ale ja chciałam dać cosik panience na urodziny, wiecem to wysywała po nocach. Wiedziałam, ze panienka umi se „wyobrazić“, ze to podusecka jedbawna z brelentowemi śpileckami; i ja se tyz to wyobrazałom, kiej robiułam tę poduseckę. A wedla tej kartecki — (tu zawahała się nieco), — to może nik sie na mnie nie pogniwo, ze podniesłam ją ze śmieciów? Miss Amelija wyrzuciła ją prec, więc se ją zabrałam; ni mom swojego bieletu, a wiedziałam, ze prezent przez bieletu taki jakisik nieprzystojny, więc przyśpiliłam bielet miss Ameliji.
Sara rzuciła się jej na szyję i przytuliła ją do siebie, a w gardle dławiło ją coś niezmiernie.
— Ach, Becky! — zawołała, śmiejąc się zcicha. — Ja cię tak kocham... tak kocham naprawdę!
— Och, panienko! — wykrztusiła z siebie Becky. — Bóg zapłać panience, ale tyz ta nimo cego chwalić! Ta flanela... ta flanela jest przecie bardzo staro!