dzoby ją ucieszyło. Prosiłabym, żeby pani pozwoliła jej zostać... bo to dziś moje urodziny.
Miss Minchin odparła z godnością:
— Ponieważ prosisz o to z racji swych urodzin... więc pozwalam jej zostać. Rebeko, podziękuj pannie Sarze za jej wielką łaskawość.
Becky, która dotąd stała w kącie, mnąc w oczekiwaniu i zachwycie rąbek fartucha, teraz wystąpiła naprzód, kłaniając się uprzejmie, ale pomiędzy oczyma jej i Sary przebiegł błysk przyjaznego porozumienia.
— O, jeżeli panienka tako łaskawo! — bełkotała prędko. — Jakże ja panience jezdem wdzięcno! Ja ino chciałam popatrzeć się krzynkę na tę lalkę, prose pieknie panienki. Dziękuję panience. A i wielemoznej pani pieknie dziękuję za to pozwoleństwo.
Miss Minchin znów skinęła ręką — tym razem w stronę kąta koło drzwi.
— Stań tam — rozkazała. — Nie za blisko panienek.
Becky udała się na wskazane miejsce, szczerząc zęby w uśmiechu. Obojętnem jej było, gdzie ją postawią, byle miała szczęście przebywać w tym pokoju, gdzie działy się takie cuda. Tymczasem miss Minchin chrząknęła uroczyście i oznajmiła:
— A teraz, moje dziewczynki, chcę wam powiedzieć słów kilka.
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/98
Ta strona została skorygowana.