— Oho, już będzie przemówienie! — szepnęła jedna z dziewczynek. — Oby skończyło się jaknajprędzej!
Sara poczuła się nieswojo. Ponieważ była to uroczystość ku jej czci, przeto zgadywała, że i przemówienie będzie jej dotyczyło — a wszak niemiłą jest rzeczą stać na środku sali szkolnej i słuchać kazania pod własnym adresem.
— Jak wiecie, moje dziewczynki, — rozpoczęła swe przemówienie miss Minchin, — kochana Sara ukończyła dzisiaj lat jedenaście.
— Kochana Sara! — mruknęła z przekąsem Lawinja.
— Niektóre z was również już w swoim czasie ukończyły lat jedenaście, ale urodziny Sary różnią się nieco od urodzin innych dziewczynek. Ona, gdy dorośnie, stanie się dziedziczką olbrzymiego majątku, który powinna zużytkować w jaknajodpowiedniejszy sposób.
— Kopalnie diamentów, — cicho zachichotała Jessie.
Sara nie słyszała tego docinka. Utkwiła zielone oczy w miss Minchin i czuła, że robi się jej gorąco. Gdy miss Minchin zaczęła mówić o majątku, w Sarze obudziła się świadomość, że żywi zdawna wielką niechęć do swej przełożonej — mimo iż zdawała sobie sprawę, że obowiązana jest do szacunku względem osób starszych.
Strona:F. H. Burnett - Mała księżniczka.djvu/99
Ta strona została skorygowana.