od mojego dziadunia, jakżebym nie miał pokochać go sercem całem?
— A! — wyrzekł hrabia ze szczególnym błyskiem w oczach — ja ci dawałem dowody dobroci?
— Zapewne — odpowiedział chłopczyk z żywością — nietylko za siebie jestem wdzięczny dziaduniowi, ale za Dika, za Brygidę, za starą przekupkę.
— Cóż to znów za jedni — spytał hrabia zdziwiony — co to za jedni, ten Dik i Brygida, i stara przekupka?
— To są ci wszyscy, dla których mi dziadunio przysłał tak dużo pieniędzy. Powiedział przecież dziadunio panu Hawisamowi, ażeby mi dał tyle pieniędzy, ile będę potrzebował.
— Aha! wiem już, wiem; i cóżeś ty zrobił z temi pieniędzmi, radbym się dowiedzieć.
Namarszczył brwi i przenikliwie spoglądał na chłopca; był w rzeczy samej ciekawy, na co on użył darów jego.
— Dziadunio ich wszystkich nie zna — mówił mały lord z prostotą — ani Dika, ani Brygidy, ani starej przekupki, bo oni bardzo daleko ztąd mieszkają. Ale ja byłem z nimi w wielkiej przyjaźni. A najpierw trzeba wiedzieć, że ten biedny Michał zachorował.
— Cóż to za Michał? — spytał hrabia.
— Mąż Brygidy. Oboje byli w najokropniej-
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.