Cedryk zeskoczył żwawo z wysokiego swojego krzesła, zbliżył się do dziadka, popatrzał na jego nogę, spoczywającą na poduszce i rzekł uprzejmie:
— Może dziadunio oprze się na mnie? O, ja jestem bardzo silny. Kiedyś pan Hobbes nie mógł stąpić na nogę, bo beczułka z cukrem osunęła się i przygniotła mu palce; oparł się na mnie i chodził doskonale po całym sklepie.
Okazały kamerdyner hrabiego o mało nie nadwerężył swojej powagi, bo z trudnością zdołał uśmiech powstrzymać. Był to stary, wytrawny sługa, przebywał długie lata w najznakomitszych domach, nigdy mu się nie zdarzało uśmiechać w obec państwa. Uważałby to za ujmę swej godności, takie rzeczy uchodzą tylko lokajom niższego rzędu. Miał jednak dobry sposób uniknienia tego niebezpieczeństwa: odwracał śpiesznie oczy od wdzięcznej twarzyczki Cedryka i spoglądał na posępne, surowe oblicze swojego
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/112
Ta strona została uwierzytelniona.
XIII.