Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.
XIV.

Mały lord Fautleroy zbudził się dopiero nazajutrz rano, nie pamiętał wcale, jakim sposobem dnia poprzedniego dostał się do sypialnego pokoju i wygodnego łóżeczka, nie przebudził się nawet, gdy go rozbierano. Otwierając oczy, usłyszał trzaskanie ognia na kominie i szmer dwóch głosów, rozmawiających szeptem.
— Pamiętaj, Gertrudo, żeby mu o tem nie wspominać wcale — mówił jeden z tych głosów — on nic nie wie, dlaczego matka tu nie mieszka i dlaczego jej tu nawet przychodzić nie wolno.
— Jeżeli taki jest wyraźny rozkaz jego Dostojności — odpowiedział głos drugi — musi być wykonany. Ale ja zawsze powiem, za pozwoleniem pani, że to jest okrucieństwo. I pani z pewnością tak myślisz, kochana pani Millon; żeby tej biednej, młodziutkiej wdowie wydrzeć rodzone dziecko, jedyną pociechę! Wczoraj wieczorem Jakób i Tomasz opowiadali nam przy