dnej z nich chłopczyk poznał panią Millon, gospodynią zamkową, druga była trochę młodsza, na twarzy jej miłej i uśmiechniętej malowała się dobroć i przychylność.
— Dzień dobry, mylordzie — rzekła pani Millon — jakże się spało?
Cedryk przetarł oczy i uśmiechnął się.
— Dzień dobry — odpowiedział — nic nie pamiętam, jak ja się tu dostałem.
— We śnie przeniesiono waszę Dostojność do sypialnego pokoju. Oto jest Gertruda, która ma waszej Dostojności usługiwać.
Mały lord wyciągnął rączkę do Gertrudy, witając ją z taką samą uprzejmością, jak wczoraj witał hrabiego.
— Bardzo dziękuję, że pani taka łaskawa i chce się mną zajmować.
— Ona ma imię Gertruda, mylordzie i tak ją proszę nazywać — powiedziała gospodyni — ona do tego przywykła.
— Pani czy panna Gertruda? — pytał mały lord.
— Ani jedno ani drugie, Gertruda bez żadnych dodatków — odezwała się sama Gertruda — ze mną to ceremonie niepotrzebne. Niech Bóg błogosławi waszę Dostojność. Cóż, może wstawać będziemy? Ja waszę Dostojność ubiorę, a potem podam śniadanie.
— Ależ ja sam się ubieram już oddawna —
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/126
Ta strona została uwierzytelniona.